środa, 31 lipca 2013

157. wracam

Gdy 3 tyg temu pisałam, że upadłam na dno to chyba nie wiedziałam co to znaczy, teraz wiem. Jest tragicznie. Każdego dnia wstawałam, próbując znów, i jeszcze raz i jeszcze, a i tak upadałam. Całe szczęście, że nikogo wczoraj w domu nie było.. ryczałam nad kiblem, spazmatycznie nie mogąc złapać oddechu, łzy lecą jak grochy, twarz czerwona od nich jak i od żygania. Kolejny raz wymiotowałam z krwią.. Naprawdę już miałam szczerze doysyć życia i siebie. Muszę coś zmienić w swoim życiu. Ciągle sobie mówiłam, że wrócę tu jak zrzucę chociaż 2-3 kg pokazać, a patrzcie daje radę, a dalej będę chudnąć z wali. Kurwa, wgl nie daję rady. Zawsze najlepsze efekty osiągałam będąc tu na blogu, z Wami, mam nadzieję, że będzie tak i teraz i mnie nie zostawicie.

Dziś rano się zważyłam - 63,1kg. Wiem, żałosne. Teraz to naprawdę mam rubensowe kształty. Odciełam się od ludzi, bo jak taka świnia, co się nauczyła chodzić na dwóch nogach może wyjść na ulicę. Nie wychodzę, że jestem gruba, a skoro jestem sama to jem, żeby zapełnić pustkę w życiu i tak koło się zamyka.

Póki co za mną owsianka z bananem, będę znów wypisywała dokładne bilanse, chcę znów odzyskać kontrolę.. nad jedzeniem, kaloriami, życiem, wszystkim. Chciałabym w październiku świetnie wyglądać.. nowy start. Na studia na szczęście dostałam się za pierwszym naborem, a wyniki, czy dostanę akademik będą w połowie sierpnia. Do tego czasu mam dwa miesiące, które muszę jak najlepiej wykorzystać.

Trzymajcie za mnie kciuki dziewczyny, bo moje to już za mało ;)

czwartek, 11 lipca 2013

156. upadłam na dno

.. i nie umiem się podnieść. mam internet, łaaał. ciekawe na jak długo. odebrałam dziś modem z naprawy, i mogę się założyć, że zaraz będzie znów coś nie tak.

Organizm mam na wyczerpaniu, to były najgorsze 1,5 miesiąca w moim życiu. Spasłam się jak świnia - obstawiam 62 kg. Od końca matur gości w moich skromnych progach pani bulimia. Mam mega przeżarty przełyk od kwasu solnego. Ostatnio żarłam i wymiotowałam do 5 rano, a na 9 miałam do pracy [pracuję jako kelnerka]. Zamkneliśmy ogródek o 1, byłam już w środku, żeby się rozliczyć i jak krwotoku [ a nie krwawienia] z nosa dostałam to klękajcie narody, nie wiem, czy to z tego, czy co.. Dobrze, że kumple byli, tzn barman i kelner jeszcze. Strumieniem mi leciało. Wczoraj mnie wypuścili. W domu powiedziałam, że byłam u koleżanki z pracy, nie chcę ich martwić. Mam jeszcze plik badań do zrobienia i leków, ehh..

Dziewczyny ratujcie, bo ja już sama nie umiem się podnieść. Katerina? Skąd ja wcześniej czerpałam siłę? Naprawdę nie wiem i nie umiem jej przywołać. co się ze mną stało? Mam nadzieję, że napiszętu jeszcze kiedyś w wesołym tonie narzekając, że się znów rozpisałam.