wtorek, 17 września 2013

161.

Standardowo.. brak internetu. Dostałam modem z naprawy dwa dni temu i co? Dalej nie działa -.-
Ogólnie to ostatni miesiąc spierdzieliłam konkretnie. No może trochę mniej rzygałam niż wcześniej, w każdym razie dalej ważę 63 kg. I co mnie przeraża cieszę się, że nie więcej, niż że nic nie mniej.

Siedzę sobie teraz w czytelni i tak pomyślałam sobie, że naprawdę dawno tu byłam. Nie żebym zostawiła bloga, to nie wykonalne, to wszystko za głęboko we mnie siedzi. Pstryk i zaczynam nowe życie 'bez tego wszystkiego'. W każdym razie wczoraj po przebudzeniu poczułam się dziwnie samotna, co nie znaczy, że wcześniej się tak nie czułam, a z drugiej strony energię, która w końcu łaskawie we mnie ożyła. 1,5 h później byłam w naprawdę fajnej siłowni 5 min ode mnie. Kupiłam karnet 2 tyg w tym 4 razy fitness i siłownia bez limitów. Przez ten miesiąc ćwiczyłam łącznie może 5-6 razy, także myślałam, że będzie dużo gorzej z moją formą. W życiu się tak nie zmęczyłam, ale jaka radocha. 15 min rower, 15 min orbiterek, 15 taki inny jakbyś w samochodzie oO siedziała rower, 15 min bieżnia i tam 10 min marszu na zakończenie. A dziś fitness wieczorem. Wczoraj tam gdzieś 850 kcal był bilans, nie pamiętam dokładnie. A żeby tak ten stan trwał wiecznie, to i Wam góry przeniosę.

Ogólnie pracowałam w innej restauracji przez ostatnie 3,5 tyg, ale zrezygnowałam wczoraj właśnie z powodu karnetu. Chcę żeby to były najostrzejsze 2 tyg w moim życiu pod względem diety i treningu. Miałam pracować do 23, ale kij, mam znów o co walczyć i nie zamierzam tego zaprzepaścić.

Wybaczcie, że nie skomentuję, mam tylko jeszcze tu 40 min i chcę wszystkie zaległe notki przeczytać.

Trzymajcie się, mam nadzieję, że wkrótce znów tu zajrzę.

Wasza Rubensowa ;*

10 komentarzy:

  1. Też mam siłownie 5 min od domu i jest to mega ułatwiające i motywujące, bo można sobie od razu w dresiku pójść i umyć się na spokojnie w domu a nie tam ;) Super, że tyle ćwiczysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, to fanjnie że bierzesz się w garść i że jednak chociaż mniej wymiotujesz. To serio na duuuży plus :)
    Trzymam kciuki, żebys miała siłę ćwiczyć na tym fitnessie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że odnalazłaś w sobie siłę, żeby walczyć ! Siłownie są supcio, ale ja mam swoją w piwnicy. Cieszę się, że już nie wymiotujesz. Trzymaj się chudziutko ! xoxo :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak cudownie, że tak Ci to wszystko idzie! I tyle ćwiczeń! Jak Ty to robisz?! Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem jak to jest, jak nie ma sie neta... xD Ja wczoraj wrocilam po tygodniu bez lacznosci ze swiatem. xD
    Masakra, xD

    Trzymam za Ciebie kciuki, tylko uwazaj na siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że nie porzuciłaś bloga. Ja podczas pobytu w Polsce w lipcu oczywiście przybrałam na wadze, potem się jeszcze nie pilnowałam, więc nie jest kolorowo, no ale znowu walczę. Przynajmniej mam jakiś cel.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. waga nie wzrosła a to już sukces ;)
    zazdroszczę Ci tej siłowni...ja nie bardzo mam kasę na takie luksusy, więc radzę sobie jak mogę ;)
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluje siłowni :* Na pewno schudniesz, tylko proszę - nie wymiotuj
    Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wczoraj byłam pierwszy raz na fitness i naprawdę bardzo mi się spodobało, zazdroszczę Ci karnetu, świetne to jest. U mnie siłownia jest beznadziejna, a druga jest na dworze więc lipa. :<

    OdpowiedzUsuń
  10. Eh.. nie głódź się,bo to prowadzi jedynie do smierci.. Ja przez takie coś walcze teraz o życie.. :(
    Ps; Mój blog to: www.lekko-pysznie-i-zdrowo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń