Wiem.. spierdzieliłam sprawę. Teraz już rozumiem co to znaczy wracać na weekend do domu. A akurat tak się złożyło, że wróciłam w czwartek i mama miała wtedy imieniny. Rodzina, znajomi i żarcie. A jak już się wpadnie w ciąg, to ciężko z tego wyjść. Tym bardziej mi głupio, bo po ostatniej notce dostałam od Was tyle ciepłych słów. W każdym razie jak już doszłam do siebie chciałam odczekać te dwa dni, by napisać 'jest już dobrze', a nie 'będzie dobrze'. A jest to dla mnie ogromna różnica.
Postanowiłam tak jak kiedyś wstawiać całkowite bilanse. Kiedyś mnie to bardzo motywowało, oby i było tak teraz. ;]
Wczorajszy bilans:
-fitella 213kcal
-jabłko 64 kcal, pomarańcza 66 kcal
-sałatka [sałata lodowa 23 kcal, 1,5 pomidora 37 kcal, filet z kurczaka 137 kcal, łyżeczka oliwy z oliwek 41 kcal]
-połowa chudego twarogu 136 kcal z rzodkiewką 11 kcal, jogurtem naturalnym 21 kcal i chcebem orkiszowym 122 kcal
razem: 871 kcal
ćwiczenia: 50 min spinning
Dzisiejszy bilans:
-jajecznica - 2 jajka 160 kcal, ogonówka 66 kcal, cebula 17 kcal na łyżeczce oliwy z oliwek 41 kcal, orkiszowy 88 kcal
-jabłko 63kcal, pestki dyni 57 kcal
-sałatka [sałata lodowa 25 kcal, pomidor 29 kcal, filet z kurczaka 135 kcal, łyżeczka oliwy z oliwek 41 kcal]
-połowa chudego twarogu 136 kcal z rzodkiewką 13 kcal, jogurtem naturalnym 27 kcal i chlebem orkiszowym 83 kcal
razem: 981 kcal
Dzisiaj bez ćwiczeń.. Miałam zajęcia od 8 do 19, w tym co prawda 2 okienka, ale środa zawsze jest dla mnie najgorszym dniem. Na dodatek kolosa miałam.. masakra. Ale jutro i w pt idę na fitness.
Poodwiedzam Was, a potem znowu do nauki. Kolejne kolokwium czeka :(
Buziaki ;**
to może i dla mnie jest nadzieja ;]