środa, 22 maja 2013

153.

Witam w ten okropny i jakże dzeszczowy dzień.

Chcąc wypełnić punkt 4. z mojej listy zaczęłam czytać drugą część diety (nie)życia, czynie historię mojego (nie)ciała. Jestem prawie w połowie i pierwsza część jakoś mi się bardzioej spodobała, ale jedno jest pewne, natrafiłam na kilka spostrzerzeń, które dotyczą - mnie samej. W ostatnim czasie, jeśli tu piszę, to wszystko jest w miłym, kurde wszystko ładnie i wesoło tonie. Z bilansami nie oszukuję, żeby nie było,bo takie są. Ale cholera to nie przychodzi mi ot tako. Ciągle bym coś zjadła.. zajadła smutki, zmartwienia, tęsknotę. Zacytuję jeden fragment, no wypisz wymauj jakby mi Karolina w głowę weszła.
'Tak trudno przełamać w głowie skojarzenia, tak trudno zapomnieć, że babcia to nie drożdżówka, a przyjaciel nie ma na imię 'Grzesiek' jak batonik. Wciąż zastępuję bliskich słodyczami. Mam już dość zamienników. Potrzeba mi ludzkiej bliskości. Zrozumiałam nareszcie, że nie jestem jak posąg z kamienia, że mam w sobie zwykłe uczucia. Żaden pączek nie zastąpi mi Maćka, Hubert nie stanie się nigdy makowczykiem, a Kasi podświadomość nie zmieni w wuzetkę. Mam dość zastępników.'
Aż mi się coś robi.. Czasami czuję się taka samotka, ale staram się być silna, nie myśleć w ten sposób, i ni wiem..jakoś to w sobie duszę. Ile razy w takich chwilach zaczynałam jeść, bo zwyczajnie brakowało mi osoby obok? I tak sobie jakoś radzę.. Już jakoś 1,5 miesiąca bez bulimicznego napadu. Szkoda, że wczoraj tego nie przeczytałam, bo może nie zjadłabym po kolacji 2 gołąbków. Bbcia mnie zawołała. Mówi, że zrobiła, bo tak lubię i wgl. Poczułam się jak mała dziewczynka, której okazano trochę ciepła i uczucia. Dobrze, że zjadłam tylko tyle, bo znacie to uczucie gdy się zje coś ponad, a potem chce się więcej i więcej...

Dobrze, że dziś chociaż wyjście na ściankę się udało, choć do moich ulubionych zajęć tego nie zaliczę.

A jutro niech nie leje jak dziś, bo nie wiem jak ja będę biegać.

A i jutro moja K. wyjeżdża na tydzień. I jak ja mam sobię tą lukę i pustkę zapełnić jak nie jedzeniem? Nie no, nie mogę jedzeniem. Nie wolno Ci.. Chyba dlatego właśnie napisałam sobie punkt 19. w planie, ale kompletnie nie mam pojęcia. Bym choć na chwilę mogła sobie jakoś głowę zająć.. Może Wy macie jakiś pomysł?

8 dzień
-jajecznica z 2 jajek i 2 plastrów wędliny na 1/2 łyżeczki oliwy z oliwek  posypanej rzeżuchą, kromka chleba orkiszowego
-jabłko, banan
-sałatka [pół pekinki, pomidor, pół puszki tuńczyka, szczypiorek, niecała łyżeczka majonezu light], kromka chleba razowego
-20 orzechów laskowych
-serek wiejski
-2 gołąbki

* 45 min ćwiczeń z płytą DVD
  1h hula-hop

9 dzień
-budyniowa owsianka [łyżka płatków owsianych błyskawicznych, górskich i orkiszowych, łyżka budyniu śmietankowego, szklanka mleka 0,5%] z bananem
-2 jabłka
-1/3 torebki brązowego ryżu z mieszanką warzyw, pieczarkami, cebulą, ząbkiem czosnku i jajkiem na łyżeczce oliwy z oliwek
-22 orzeszki ziemne
-serek wiejski i kromka chleba orkiszowego

*1h hula-hop


Trzymajcie się

Wasza Rubensowa


7 komentarzy:

  1. Muszę się chyba skusić na tę książkę. Sama zauważyłam, że bardziej niż do domu jako takiego tęsknię do żarcia...
    Gratuluję tych 6 tygodni bez napadu. To na prawdę wyczyn ! A bilanse masz śliczne, przynajmniej jesz 4-5 posiłków, nie jak ja zabijasz głód co godzinę małym przestępstwem...
    P.S. Gdzieś czytałam, że psychologicznie kobiety dzielą się na te które lepiej sprawdzają się jako matki, i taki które lepiej wypadają w roli cioci. Ewentualna niepłodność mi nie straszna, bo należę do tej ciociowej mniejszości.
    P.P.S. U mnie największe są uda i tyłek, jednak nienawidzę swojego biustu... nie chcę się zagłębiać czemu ale nienawidzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idzie Ci świetnie! Do szczęścia nie zawsze potrzebna jest tą druga osoba! Możesz być samotna, ale jakże radosna! Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wytrwałaś bardzo długo bez napadu . Należą Ci się gratulacje ! :) Rozumiem co czujesz... mi na to pomagał płacz...ale to tylko na kilka dni , a człowiek chce uwolnić się od tego . Mi pomógł P. Trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń
  4. W pewnym sensie rozumiem. Chociaż ja zawsze zajadam złość. W ogóle ja zawsze jestem zła. Nie smutna, albo coś...

    Świetne bilanse w ogóle.
    Dajesz laska! Jesteśmy wolne i będziemy cudowne. Sama pomysl... Już niedługo... Idziesz sobie ulicą i słyszysz przyciszony głos jakiejś dziewczyny za plecami: "Ale suka ma figurę". ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam za domowymi obiadkami nie tęsknie. I tak jemy osobno no chyba że tata przyjedzie. Co do jedzenia jakąś od wczoraj mnie juz nie ciągnie. Właśnie szukam książki coś na wzór "Chuda" i nie mg się zdecydować

    OdpowiedzUsuń
  6. Otworzyłaś mi oczy na to, że też tak robię. Wypełniam lukę w sercu jedzeniem i jestem przez to nieszczęśliwa. Musimy coś z tym zrobić!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam straszny problem z emocjonalnym jedzeniem :( tak sobie radze ze stresem i smutkiem. Świetne bilanse :) Trzeba być silnym bo tylko najsilniejsi osiągają swój cel! Pzdr :*

    OdpowiedzUsuń